Melodia / La Melodie / Orchestra Class: muzyka łagodzi obyczaje i relacje

20.07.2018

To kolejna już transatlantykowa propozycja, którą wpisujemy na listę filmów terapeutycznych.

Film porusza temat arteterapii, w tym przypadku pracy z dziećmi poprzez muzykę.

Na ekranie towarzyszymy historii nauczyciela gry na skrzypcach, który trafia do państwowej szkoły na przedmieściach Paryża i zaczyna pracę z grupą dzieciaków, uznawanych za problemowe towarzystwo.

Na początku nie jest łatwo, ale z czasem między dziećmi, a profesorem nawiązuję się nić porozumienia dzięki nauce gry.

„Melodia” to kino metaforyczne, gdzie doskonalenie umiejętności muzycznych jest pretekstem do przyjrzenia się wielu ważnym w relacjach międzyludzkich sprawom.

Film porusza takie tematy jak:

– potrzebę uwagi i bliskości ważną dla każdego człowieka, ale szczególnie istotną w okresie dzieciństwa, ponieważ kształtuje dojrzałość emocjonalną i prawidłowy rozwój w tym obszarze

– potrzebę ekspresji emocji i energii u dzieci, a muzyka (przy założeniu motywacji własnej dziecka i uczenia się poprzez zabawę), to świetna forma aktywności w tym zakresie

– naturalną dla człowieka potrzebę współpracy w grupie, jeśli jest poczucie celu i sensu, które uwalnia efekt synergii i daje poczucie ważności oraz współodpowiedzialności

– potrzebę różnych wzorców i archetypów zachowań, które kształtują poczucie tożsamości dziecka, budują system postaw wpływających na całe późniejsze życie (w filmie jest wyraźnie zarysowany motyw tęsknoty za męskim autorytetem u jednego z chłopców wychowującego się w rodzinie niepełnej).

„Melodia” to ciepłe, społeczne kino, które opowiada prostą historię o skomplikowanych sprawach w relacjach dorośli – dzieci, a także ilustruje jak naturalnym zjawiskiem jest konflikt. Ważne jest to jak przez niego przechodzimy i konsumujemy naukę, którą wnosi w nasze życie.

Polecamy 😊

 

 

Via Carpatia: wrażliwość i obojętność łączy kręta droga.

19.07.2018

Wielki budżet i możliwości produkcyjne nie gwarantują wartościowego kina.
Znak jakości filmowej mogą dawać trudne warunki i oszczędne okoliczności.
Tak jest w przypadku nowego i niezależnego filmu Klary Kochańskiej i Kaspra Bajona „Via Carpatia”, który z ogromnym zainteresowaniem obejrzeliśmy wczoraj podczas Transatlantyk Festiwal 2018.
Twórcy pokazują, że w 75 minut można w kameralny sposób opowiedzieć dużą społeczną historię, będącą zaproszeniem do dyskusji o kondycji emocjonalnej członków bogatych społeczeństw, do których my Polacy też należymy.
Możemy oczywiście o sobie myśleć inaczej porównując się do jeszcze bogatszych zachodnich krajów, niż nasza ojczyzna, ale może warto punkt odniesienia przyłożyć do większości miejsc na świecie, w których ekonomicznym wyznacznikiem statusu jest dostęp do wody i posiadanie własnego stada zwierząt hodowlanych?
Punktem wyjścia do historii, którą opowiada „Via Carpatia” jest kryzys migracyjny z 2016 roku i szlak uchodźczy wiodący przez Bałkany ku lepszemu życiu w Europie Zachodniej.

Aby nie opowiadać zbyt wiele o stronie scenariuszowej i fabularnej powiemy tylko tyle, że główni bohaterowie to para trzydziestokilkulatków Julia (Julia Kijowska, jedna z ulubionych aktorek Seansu Psychologicznego) i Piotr (Piotr Borowski rozpoznawalny ze względu na południową urodę m.in. z ról obcokrajowców w polskim kinie – zwracamy na to uwagę, ponieważ uroda aktora ma znaczenie dla historii, którą opowiada „Via Carpatia”).
W osobach głównych bohaterów obserwujemy polską ,wielkomiejską klasę średnią żyjąca pomiędzy pracą, przyjemnościami wynikającymi z konsumpcji dóbr zachodniego świata z wyczekiwanymi długo wakacjami na czele.
Sielankę dnia powszedniego przerywa potrzeba sprowadzenia do Polski z ogarniętej wojną Syrii, ojca Piotra – Syryjczyka.
I tu rozpoczyna się wielka podróż na południowo – wschodnie pogranicze Unii Europejskiej, w której obserwujemy kontrasty pomiędzy wartościami społeczeństwa dobrobytu, a pozostałą częścią świata, marzącą o tym co dla nas bywa już oczywiste.

„Via Carpatia” to świetnie opowiedziane kino społeczne, którego przesłanie przypomina nam filmy Kena Loacha.
Jaka jest kondycja wartości świata zachodu?
Co z wrażliwością społeczną i empatią?
Ile jesteśmy w stanie zrobić dla drugiego człowieka bezinteresownie?
Czy konsumpcjonizm w którym żyjemy stał się naszą kluczową wartością?
Film jest zbudowany na symbolicznych scenach, czasem opartych na oszczędnych dialogach, czasem gra sam obraz, konkretne kadry, uchwycone momenty, które mówią o nas więcej niż tysiąc słów i stawiają te pytania w niewypowiedziany sposób.
Siłą filmu jest scenariusz i prostota w jakiej twórcy prowadzą widza.
Wiemy, że była inspirowana osobistą  historią jednego z członków rodziny Piotra Borowskiego oraz obserwacjami zebranymi rok przed zdjęciami podczas dokumentalnej podróży twórców szlakiem bałkańskim.

„Via Carpatia” to kino dla wrażliwego widza, ale również kino, które taką wrażliwość uruchamia.
Jako że wierzymy w naturalne, wręcz organiczne zasoby emocji, które tkwią w każdym z nas, to jesteśmy głęboko przekonani, iż film powinien trafić do jak najszerszej dystrybucji.

Dzięki temu może stanowić filmową psychoterapię w celu przejścia od obojętności do wrażliwości, która jest podstawą do zobaczenia drugiego człowieka.

Seans Psychologiczny
Do zobaczenia w kinie.

Złe Wychowanie Cameron Post: radość życia to nie grzech.

19.07.2018

„Złe Wychowanie Cameron Post” to odważne kino społeczne z tematyką LGBT na pierwszym planie.

Choć nie da się uniknąć skojarzeń z „Lotem nad kukułczym gniazdem” Milosa Formana, to film jest oryginalny, inteligentny i w lekki sposób opowiada o sprawach ważnych.

W tym przypadku o próbie sprowadzenia orientacji homoseksualnej do grzechu w katolickim rozumieniu tego zjawiska. Co więcej grzechu, który można odkupić i choroby, którą można „wyleczyć” w specjalnie prowadzonym do tego celu połączeniu ośrodka psychoterapeutycznego ze szkołą katolicką.

Film jest upiorny w przekazie, ponieważ dotyka tematów bardzo aktualnych społecznie. Opowiada o coraz powszechniejszych roszczeniach konserwatywnej części społeczeństwa uzbrojonego w sojusznika w postaci kościoła wobec wpływu na życie intymne innych ludzi. Akcja dzieje się w 1993 roku czyli ćwierć wieku temu i mogłoby się wydawać, że świat poszedł od tego czasu do przodu mentalnie. Nic bardziej błędnego. W roku 2018 zjawisko zobrazowane w filmie jest równie aktualne.

Reedukacja Cameron Post pokazuje system w którym homoseksualność jednostki jest traktowana jako patologia, którą można psychoterapeutyzować i korygować.
Film trafi na pewno do myślącego odbiorcy, którego światopogląd zbudowany jest na autonomicznym traktowaniu drugiego człowieka.
Konserwatyści mentalni i osoby związane z kościołem prawdopodobnie odbiorą tą produkcję jako herezję i atak na tradycyjne wartości.

Jesteśmy pewni, że film powinien trafić do szerokiej dystrybucji, aby wzbudzić dyskusję na temat granic ingerencji światpogladów takich czy innych grup w intymne sfery życia każdego człowieka.

Równolegle w stosunku do ważnych społecznie i psychologicznie tematów, które film podejmuje, to jest to po prostu świetnie nakręcone kameralne kino z mocnym scenariuszem i wyrazistymi postaciami.
Trzymamy kciuki za odwagę wśród dystrybutorów gotowych wyświetlać „Złe Wychowanie Cameron Post” w Polsce, ponieważ  jest to kawał dobrego autorskiego kina.

Koniecznie obejrzyjcie, jak tylko będzie możliwość.

Swinging Safari / Flammable Children / Swingujące wakacje: jak to było dorastać analogowo

17.07.2018

Ten film ma wszystko co można uznać rock’n’rollowe w relacjach międzyludzkich z całym dobrodziejstwem inwentarza od wolności i zabawy, po beztroskę bliską samozagładzie.
Opowieść o kilku rodzinach z sąsiedztwa osadzona jest w surferskich realiach Australii lat 70 – tych XX wieku. Obserwujemy perypetie dorosłych oraz ich dzieci w wizji dorastania i wychowania, które dzisiejszych rodziców przyprawiłyby o zawał serca.
A jednak przy uznaniu ryzyk i konsekwencji jest to praktyczny trening życia z szansami uczenia się przez doświadczenie oraz całym ryzykiem związanym z popełnianiem błędów.
Poza obserwowaniem zmagania się dorosłych i dzieci z problemami egzystencjalnymi pokazanymi w przerysowany, komediowy sposób, ten film to po prostu 97 minut dobrej zabawy w estetyce kolorowych lat 70 – tych.
Prawdopodobnie polskie pokolenie dorosłych wychowanych na trzepaku w paczcie samopilnujących się dzieciaków z sąsiedztwa, bez nadmiarowej kontroli dorosłych obejrzą ten film z nostalgią i sentymentem.
Dla pozostałych może być to ciekawa podróż do czasów, które minęły bezpowrotnie.
Kawał energetycznego kina w gwiazdorskiej obsadze rodem z Antypodów😊
Kino Bodo puszczamy oko 😉

 

Loveling /Benzinho: bezcenna moc relacji

15.07.2018

Dziś na Transatlantyk Festival postawiliśmy na brazylijski „Loveling / Benzinho”.
Mamy nadzieję, że polscy dystrybutorzy filmów arthousowych zainteresują się tą wzruszającą i przepełnioną dobrymi, rodzinnymi emocjami produkcją – Kino Bodo puszamy oko 😉
Ten film to psychologiczny przykład prawdziwego bogactwa w życiu czyli dobrych emocjonalnych więzi w rodzinie.
Jest to historia pewnej familii, żyjącej w ciągłym ekonomicznym niedomaganiu, ale pełnej dobrych relacji między jej członkami.
„Loveling”to pokrzepiająca opowieść w świecie definiowanym według klucza skuteczności i stanu posiadania, ponieważ uchwyca to co wybija się ponad współczesny materializm: uniwersalne potrzeby ludzkie takie jak miłość, bliskość, uważność, obecność, wsparcie stanowiące fundamenty dojrzałości tak nieobecnej w dzisiejszym świecie.
Piękne i wzmacniające kino.
Warto 🙂

Donbass: co z nami robi wojna

14.07.2018

Seansem otwarcia Transatlantyk Festival był dla nas film „Donbass” Siergieja Łoźnicy.
To wartościowe kino społeczno – polityczne pokazujące w formie epizodycznych historii mieszający się surrealizm, groteskę i realność wojny, która toczy się bardzo blisko nas…
Duch „homo sovieticus” unosi się w powietrzu tego filmu, co tylko potęguje upiorność wojny toczącej się na wschodzie Europy.
Polecamy film wszystkim widzom, którzy nie odwracają głowy od ważnych spraw dziejących się we współczesnym świecie i trzymamy kciuki za odwagę dystrybutorów.
Wrażliwość twórców, m.in. realizm wizualny osiągnięty dzięki wybitnej kostiumografii autorstwa Dorota Roqueplo oraz estetyka filmu zbudowanego na mieszaniu realizmu i farsy przypomina nam zbiór opowiadań Dmitry Glukhovsky „Witajcie w Rosji”.
Polecamy do poczytania po wizycie w kinie.

„Tully”: krew, pot i macierzyńskie łzy.

17.05.2018

Diablo Cody, scenarzystka filmu „Tully” to osoba, której życiorys stanowi gotowy materiał na film.
Być może dlatego potrafi opowiadać o sprawach społecznych z taką łatwością.
W nowym filmie po raz kolejny wspólnie z reżyserem, Jasonem Reitmanem opowiada historię o słodko – gorzkich smakach życia.
Jak to się dobrze ogląda!
„Tully” to film, który nie idealizuje stanu macierzyństwa, nie jest też sądem nad posiadaniem dzieci.

To psychologiczne kino z prostą historią matki walczącej o przetrwanie każdego dnia. Matki (realistycznej metamorfozie i mocnej roli Charlize Theron), która kocha swoje dzieci i jednocześnie jest bliska emocjonalnej ściany, ponieważ cały świat związany z rodzicielstwem leży na jej barkach.
Historia „Tully” utkana jest z wielu obserwacji macierzyństwa w całej jego rozciągłości.
Znajdziecie w tym filmie wszystko to, co stanowi psychologiczne tło mieszanki miłości i bezradności, złości i szczęścia, pełnego słabości i braku uważności wsparcia ze strony najbliższych, pomimo dobrych intencji i szczerych chęci.

Film pokazuje ekosystem, który tworzą rodzicie, dzieci, dorosłe rodzeństwo bohaterki,  szkoła, normy funkcjonowania społecznego, własne ograniczenia i emocje i dynamicznie zmieniająca się sytuacja. Słowem chaos pośród którego matka dwójki, a zaraz trójki dzieci musi się jakoś odnaleźć.

Twórcy filmu wykazali się ogromną wrażliwością i umiejętnością opowiadania o wszystkich emocjach składających się na macierzyństwo. Film jest złożony z wielu małych epizodów, zdań kluczy, emocji nie wypowiedzianych, a pokazanych w sposób oszczędny i przez to dobitnie docierający do wrażliwego widza.

„Tully” to przykład tego czego potrzebuje matka, która próbuje utrzymać się na powierzchni sztormowego oceanu rodzicielstwa.

Film pokazuje psychologiczne procesy dotyczące:

  • Zmian w ciele matki i jakie emocje to wywołuje
  • Spadku postrzegania siebie jako kobiety atrakcyjnej dla siebie samej i otoczenia
  • Zaniedbania innych ról i funkcji związku podczas macierzyństwa (seks, atrakcyjność, jakościowy czas pary)
  • Wagi posiadania minimalnego czasu dla siebie i wsparcia w wymienności ról w związku (mąż / partner / ojciec, który jest w pełnie zaangażowanym rodzicem)
  • Kryzysów w związku, gdy macierzyństwo i rodzicielstwo staje się jedyną wartością w związku, a pozostałe przestają działać (bliskość, intymność, komunikacja, wsparcie)

Jest wiele innych aspektów macierzyństwa i rodzicielstwa, które pokazuje „Tully”, ale nie chcemy zdradzić wszystkich niuansów, które powodują, że ten film tak dobrze się ogląda.

Polecamy wszystkim rodzicom i przyszłym rodzicom oraz wrażliwym na emocje w kinie widzom 😊

W obszarze psychoedukacji związanej z tematyką poruszaną w filmie „Tully” polecamy artykuł dotyczący wczesnego macierzyństwa:

http://psychologwlodzi.pl/wczesne-rodzicielstwo/

Do zobaczenia w kinie.

Seans Psychologiczny

Wieża. Jasny dzień: świadome i nieświadome w nas

19.04.2018

Dość długo zbieraliśmy się do podzielenia refleksjami o tym filmie.

Intuicyjnie czekaliśmy na niego z niecierpliwością, czytając pierwsze opinie, od negatywnych pt.„ale co to jest?”, po emocjonalne peany na cześć twórczyni: „bezkompromisowy głos nowej gwiazdy polskiego kina”.

Jeśli chce się ten film zrozumieć, ubrać w logiczne ramy, poszukać liniowej narracji i ciągu przyczynowo – skutkowego, to nie tędy droga.
Jagoda Szelc zabiera nas w świat kina, które nastrojone jest na odczuwanie, odbiór wrażeń zmysłowo i wsłuchiwania się w atmosferę, którą wywołują w nas poszczególne sceny, zmienna kolorystyka i kadrowanie, niepokojące nuty muzyki i silnie wybrzmiewające dźwięki przyrody.

„Wieża. Jasny dzień” nastraja już od pierwszego zdania otwierającego film: „w oparciu o przyszłe wydarzenia” wciągając świadomość i rozum w paradoks logiczny, konfuzję i niepokój. No bo jak można zacząć opowiadać o czymś co się jeszcze nie wydarzyło?

Prawdopodobnie trudno będzie Wam czytającym zrozumieć również to w jaki sposób próbujemy oddać nastrój filmu, nie chcąc jednocześnie opowiadać zbyt wiele o samej historii. Stanowi ona dla nas jedynie ramę do zadania sobie pytań: „Co wywołuje we mnie ten film?” „Jakie emocje odczuwam?”, „Gdzie w ciele są umiejscowione”, „Co na ekranie tak na mnie działa?”, „Co mi to mówi o mnie samym / samej?”.

Zachęcamy do stawiania takich pytań, ponieważ pełnometrażowy debiut Jagody Szelc jest dla nas zaproszeniem do wzięcia udziału w kinowym transie, obrazowej metaforze wypełnionej wieloma symbolami i archetypami kulturowymi. Jest symbolika rodziny i społeczeństwa, kryzysu zakrzywienia metafizycznego (kościół), zagłuszania intuicji (intensywny udział przyrody w filmie), walki pomiędzy potrzebą kontroli a jej oddaniem (postaci sióstr). Jest rodzinna tajemnica, są zwierzęta, oddziaływanie żywiołów a wszystko to ma swój niewypowiedziany wprost udział w budowaniu gęstniejącej atmosfery filmu, którą łamie scena finałowa, pozostawiając widza z.. no właśnie. Na to pytanie prosimy, aby odpowiedzieć sobie już indywidualnie.

„Wieża. Jasny dzień” to artystyczna wizja ujęta w konwencji filmowej, która w naszym odczuciu odwołuje się do nieświadomej mocy archetypów, wręcz pierwotnego, plemiennego mistycyzmu przyrody stojącej w opozycji w stosunku do racjonalnej i uporządkowanej kultury.
Na pewno jest to film dla zdecydowanie bardziej wrażliwego widza, który ceni w kinie mnogość interpretacji i jest w stanie poddać się nastrojowi, który kreuje twórczyni.
Jeśli kochany czytelniku lub czytelniczko masz w sobie duży pierwiastek kontroli i potrzeby rozumienia tego co widzisz, a mniej oddajesz się emocjom, wrażeniom i nie dopuszczasz do siebie tego, że nie wszystko da się objąć racjonalnym rozumem, a czasem po prostu trzeba emocjonalnie doświadczyć, to „Wieża. Jasny dzień” będzie dla Ciebie prawdopodobnie kinowym wyzwaniem.

Aby poczuć klimat filmu warto poszukać odniesień do kina Larsa von Triera, Davida Lyncha, Wima Wendersa, czy Toma Tykwera.
To artyści kina. Film Jagody Szelc wpisuje się w taką wrażliwość i jest to dla autorki w pełni szczery komplement z naszej strony.
Obejrzyjcie, doświadczcie i sami odpowiedzcie sobie na to co wywołuje w Was ten film.

Polecamy takie doświadczenie i wyprawę do kina.

Seans Psychologiczny
Do zobaczenia w kinie.

Nigdy Cię tu nie było: traumie na imię zemsta

16.04.18

To jest sposób opowiadania, który męska część SP bardzo lubi i poszukuje w kinie.

You Were Never Really Here / „Nigdy tu Cię nie było” próbuje ukryć to co głębokie w tym filmie w konwencji thrillera.
Pozornie schematyczne kino jednego bohatera, który wymierza zemstę w sposób brutalny to pierwszy plan filmu.

Jeśli podobał Wam się Drive, to sposób prowadzenia kamery, pozornie puste, bo niewypowiedziane sceny, minimalizm słów i emocje, które ukryte są w działaniach, a nie w dialogach moga budować skojarzenia pomiędzy tymi obrazami.

To co ukryte w konwencji może thrillera, może dramatu to subtelna metafora pokazująca emocje ofiary traumy, świadka przemocy domowej, który nie ma umiejętności i odpowiedniego wsparca w dorosłym życiu, aby poradzić sobie konstruktywnie z piekłem dzieciństwa.

Joe czyli głowny bohater stworzony przez świetnego i charakterystycznego aktora Joaquina Phoenixa żyje, ponieważ odtwarza swoje traumy i znajduje dla nich ujście w życiu z przemocy, zadawania bólu i zemsty na zlecenie.
Odczuwa ból i nieprzepracowane trudne emocje, zadaje ból, po to, aby poradzić sobie z tym co przeżył.
Powiela zachowania kata ze swojego dzieciństwa, próbując z agresji zrobić swoją moc.
To wszystko nie daje ukojenia, ból nie ustępuje…

„Nigdy Cię tu nie było” to metaforyczne kino, pełne mikroscen, emocji zagranych ciszą, a agresja ma swoją rolę w opowiedzieniu tej historii.
Jest to film, który komunikuje więcej niż tylko przemoc i zemstę.
Opowiada o tym jak trudno poradzić sobie z traumami przeszłości.
Oszczędnie, symbolicznie, za pomoca konwencji gatunkowej.
Polecamy wrażliwym na metaforykę w kinie widzom.
Seans Psychologiczny
Doo zobaczenia w kinie
 

„Pitbull. Ostatni pies”: stylowy powrót do korzeni.

20.03.2018

Są tacy, którzy uważają, że w kinie wszystko już było i nie da się dobrze opowiedzieć tej samej historii dwa razy.
Ponowne spotkanie Pitbulla i Władysława Pasikowskiego robi jednak tej historii bardzo dobrze.
Kto pamięta pierwszy film, w którym poznaliśmy Despero, Metyla i Nielata, ten powinien odnaleźć w nowym Pittbulu atmosferę pierwowzoru.
Jest to zupełnie inne kino, niż produkcje a la Vega o tym samym tytule.
Filmy Patryka Vegi są efekciarskie, pełne technicznego rozmachu i scenariuszowego kolorytu, lubianych przez widzów w postaci tekstów, które wpadają w ucho jak refreny polskiej gali chodnikowej.
Pasikowski to przeciwległy biegun stylu i treści opowiadania, który do nas zdecydowanie bardziej przemawia.

Pittbull. Ostatni Pies to powrót do gatunku sensacji z ambicjami kina opowiadającego o wartościach, zasadach i tym, że każde rzemiosło, to policyjne i to kryminalne powinno mieć swój honor.
W nowym filmie Pasikowskiego wyraźnie wyczuwalna jest nostalgia za czasami, w których zasady były bardziej wyraziste i jak mówią bohaterzy Pitbulla sprzed lat, „trzeba wiedzieć gdzie jest barykada i po której stronie się stoi”.
Postaci Pitbulla A.D. 2018 niezależnie od tego po której stronie przestępczej wojny się znajdują, wiedzą jaka jest topografia honorowego terenu.
Film jest pełen mikroscen i dialogów potwierdzających tęsknotę za kodeksem zasad i fundamentalnymi wartościami takimi jak: lojalność, zaufanie, braterstwo broni, poświecenie. Te motywy w emocjonalnym wydźwięku filmu stawiają nową produkcję Pasikowskiego tuż obok klasyków reżysera takich jak „Kroll” czy „Psy”.

Jest to kino męskie, ale pokazujące mężczyzn – „żółwi”, psychologicznie rzecz ujmując: „Dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki”. To oczywiście pewna metafora mówiąca, że w każdym twardym na pozór facecie, ukryty jest tzw. „miękki brzuch” czyli potrzeba bliskości, emocje, wrażliwość, które są głęboko schowane przed brutalnym światem, obudowane mechanizmami obronnymi pozwalającymi w miarę normalnie funkcjonować w świecie, w którym główną wartością jest siła.

Widzimy na ekranie przykłady takiej męskiej wrażliwości w osobie „Hycla” – policjanta pod przykrywką infiltrującego środowisko przestępczości zorganizowanej (Dorociński) i Metyla (świetny jak zawsze Stroiński) – niereformowalnego alkoholika, gliniarza „starej szkoły”, który walczy o wyrównanie rachunków za śmierć kolegi policjanta.

Film Pasikowskiego pełen jest alegorii i archetypów charakterystycznych dla klasycznych westernów, ale pokazujących też wartości, które warto w życiu pielęgnować. Nawet jeśli pociągają za sobą koszty emocjonalne i fizyczne, to pozwalają z szacunkiem spojrzeć sobie rano w twarz przed lustrem.

Warto dodać też i pochwalić kreację Miry w wykonaniu Pani Doroty Rabczewskiej. Brawurowa rola, charyzma i wiarygodność postaci zasługują na wyróżnienie.

Jeśli cenisz sobie odrobinę emocji i refleksji na temat dobra i zła w stylowej formie kina gatunkowego, to nowy film Władysława Pasikowskiego dostarczy Ci wielu wrażeń.

Warto wybrać się do kina.

Seans Psychologiczny