303 Bitwa o Anglię: epickie możliwości, zmarnowany potencjał.

19.08.2018

Urlopy za nami, a koniec wakacji w kinach to początek ruchu na afiszach i ciekawe tytuły.

Dlatego z niecierpliwością czekaliśmy na pierwszą z dwóch produkcji o legendarnym dywizjonie 303.
O brytyjskim „303 Bitwa o Anglie” z Marcinem Dorocińskim w jednej z głównych ról napiszemy krótko i krytycznie – choć rzadko to robimy.
Z filmami o epickim potencjale wielkich, wojennych historii jest tak w naszym odczuciu, że albo trzeba robić je dobrze, z odpowiednio dużym budżetem, dobrym scenariuszem, rozmachem realizacyjnym albo nie powinno się za nie brać.

„303 Bitwa o Anglię” to dobry przykład na to jak ogromne możliwośći tej historii moża utopić w budżetowych ograniczeniach, skutkujących złymi kompromisami w realizacji (efekty specjalne w scenach walk powietrznych, szerokie plany obrony przeciwlotniczej Londynu, skutki bombardowań – gołym okiem widza dostrzec można brak realizmu wizualnego).
Jeśli dodamy słabiutki scenariusz z papierowymi kreacjami historycznych postaci (zwłaszcza filmowy Jan Zumbach), to ogląda się to kino bardzo topornie…

Wielka szkoda, ponieważ w czasach, w których symbole historyczne Polski z czasów II wojny światowej są traktowane coraz częściej bez należytego szacunku (np. cała produkcja dresowo – tekstylna), to w kinie moża oczekiwać wręcz odrobienia lekcji przez twórców w postaci solidnego kina epickiego z indywidualnymi opowieściami o ludziach z wielką historią w tle.
„303 Bitwa o Anglię” to słaby film, w którym brak odpowiednich pieniędzy przekłada się na wszystkie aspekty tej produkcji.

Historia polskich lotników ma dla nas osobiste znaczenie z kilku względów.
Mieliśmy to szczęście być na projekcji z 85 – letnim dziadkiem, który osobiście znał jednego z pilotów walczących w bitwie o Anglię, podporucznika pilota Stanisława Skalskiego i dość krytycznie wypowiedział się na temat wiarygodności opowiedzenia tej historii.
W rodzinie sami mamy też tragiczną kartę bezpośrednio związaną z historią dywizjonu 303 (jeden z pradziadków walczył i zginął w bitwie o Anglię).
Dlatego seans z tym filmem ma również dla nas symboliczny wymiar…

Mimo wszystko na pewno warto obejrzeć i zbudować swoją opinię, choć podtrzymujemy zdanie, że są takie tematy w kinie, które powinno się robić dobrze, albo nie robić ich wcale…

Seans Psychologiczny

Do zobaczenia w kinie.
 

„Pitbull. Ostatni pies”: stylowy powrót do korzeni.

20.03.2018

Są tacy, którzy uważają, że w kinie wszystko już było i nie da się dobrze opowiedzieć tej samej historii dwa razy.
Ponowne spotkanie Pitbulla i Władysława Pasikowskiego robi jednak tej historii bardzo dobrze.
Kto pamięta pierwszy film, w którym poznaliśmy Despero, Metyla i Nielata, ten powinien odnaleźć w nowym Pittbulu atmosferę pierwowzoru.
Jest to zupełnie inne kino, niż produkcje a la Vega o tym samym tytule.
Filmy Patryka Vegi są efekciarskie, pełne technicznego rozmachu i scenariuszowego kolorytu, lubianych przez widzów w postaci tekstów, które wpadają w ucho jak refreny polskiej gali chodnikowej.
Pasikowski to przeciwległy biegun stylu i treści opowiadania, który do nas zdecydowanie bardziej przemawia.

Pittbull. Ostatni Pies to powrót do gatunku sensacji z ambicjami kina opowiadającego o wartościach, zasadach i tym, że każde rzemiosło, to policyjne i to kryminalne powinno mieć swój honor.
W nowym filmie Pasikowskiego wyraźnie wyczuwalna jest nostalgia za czasami, w których zasady były bardziej wyraziste i jak mówią bohaterzy Pitbulla sprzed lat, „trzeba wiedzieć gdzie jest barykada i po której stronie się stoi”.
Postaci Pitbulla A.D. 2018 niezależnie od tego po której stronie przestępczej wojny się znajdują, wiedzą jaka jest topografia honorowego terenu.
Film jest pełen mikroscen i dialogów potwierdzających tęsknotę za kodeksem zasad i fundamentalnymi wartościami takimi jak: lojalność, zaufanie, braterstwo broni, poświecenie. Te motywy w emocjonalnym wydźwięku filmu stawiają nową produkcję Pasikowskiego tuż obok klasyków reżysera takich jak „Kroll” czy „Psy”.

Jest to kino męskie, ale pokazujące mężczyzn – „żółwi”, psychologicznie rzecz ujmując: „Dlaczego żółw jest taki twardy? Bo jest taki miękki”. To oczywiście pewna metafora mówiąca, że w każdym twardym na pozór facecie, ukryty jest tzw. „miękki brzuch” czyli potrzeba bliskości, emocje, wrażliwość, które są głęboko schowane przed brutalnym światem, obudowane mechanizmami obronnymi pozwalającymi w miarę normalnie funkcjonować w świecie, w którym główną wartością jest siła.

Widzimy na ekranie przykłady takiej męskiej wrażliwości w osobie „Hycla” – policjanta pod przykrywką infiltrującego środowisko przestępczości zorganizowanej (Dorociński) i Metyla (świetny jak zawsze Stroiński) – niereformowalnego alkoholika, gliniarza „starej szkoły”, który walczy o wyrównanie rachunków za śmierć kolegi policjanta.

Film Pasikowskiego pełen jest alegorii i archetypów charakterystycznych dla klasycznych westernów, ale pokazujących też wartości, które warto w życiu pielęgnować. Nawet jeśli pociągają za sobą koszty emocjonalne i fizyczne, to pozwalają z szacunkiem spojrzeć sobie rano w twarz przed lustrem.

Warto dodać też i pochwalić kreację Miry w wykonaniu Pani Doroty Rabczewskiej. Brawurowa rola, charyzma i wiarygodność postaci zasługują na wyróżnienie.

Jeśli cenisz sobie odrobinę emocji i refleksji na temat dobra i zła w stylowej formie kina gatunkowego, to nowy film Władysława Pasikowskiego dostarczy Ci wielu wrażeń.

Warto wybrać się do kina.

Seans Psychologiczny