Wieża. Jasny dzień: świadome i nieświadome w nas

19.04.2018

Dość długo zbieraliśmy się do podzielenia refleksjami o tym filmie.

Intuicyjnie czekaliśmy na niego z niecierpliwością, czytając pierwsze opinie, od negatywnych pt.„ale co to jest?”, po emocjonalne peany na cześć twórczyni: „bezkompromisowy głos nowej gwiazdy polskiego kina”.

Jeśli chce się ten film zrozumieć, ubrać w logiczne ramy, poszukać liniowej narracji i ciągu przyczynowo – skutkowego, to nie tędy droga.
Jagoda Szelc zabiera nas w świat kina, które nastrojone jest na odczuwanie, odbiór wrażeń zmysłowo i wsłuchiwania się w atmosferę, którą wywołują w nas poszczególne sceny, zmienna kolorystyka i kadrowanie, niepokojące nuty muzyki i silnie wybrzmiewające dźwięki przyrody.

„Wieża. Jasny dzień” nastraja już od pierwszego zdania otwierającego film: „w oparciu o przyszłe wydarzenia” wciągając świadomość i rozum w paradoks logiczny, konfuzję i niepokój. No bo jak można zacząć opowiadać o czymś co się jeszcze nie wydarzyło?

Prawdopodobnie trudno będzie Wam czytającym zrozumieć również to w jaki sposób próbujemy oddać nastrój filmu, nie chcąc jednocześnie opowiadać zbyt wiele o samej historii. Stanowi ona dla nas jedynie ramę do zadania sobie pytań: „Co wywołuje we mnie ten film?” „Jakie emocje odczuwam?”, „Gdzie w ciele są umiejscowione”, „Co na ekranie tak na mnie działa?”, „Co mi to mówi o mnie samym / samej?”.

Zachęcamy do stawiania takich pytań, ponieważ pełnometrażowy debiut Jagody Szelc jest dla nas zaproszeniem do wzięcia udziału w kinowym transie, obrazowej metaforze wypełnionej wieloma symbolami i archetypami kulturowymi. Jest symbolika rodziny i społeczeństwa, kryzysu zakrzywienia metafizycznego (kościół), zagłuszania intuicji (intensywny udział przyrody w filmie), walki pomiędzy potrzebą kontroli a jej oddaniem (postaci sióstr). Jest rodzinna tajemnica, są zwierzęta, oddziaływanie żywiołów a wszystko to ma swój niewypowiedziany wprost udział w budowaniu gęstniejącej atmosfery filmu, którą łamie scena finałowa, pozostawiając widza z.. no właśnie. Na to pytanie prosimy, aby odpowiedzieć sobie już indywidualnie.

„Wieża. Jasny dzień” to artystyczna wizja ujęta w konwencji filmowej, która w naszym odczuciu odwołuje się do nieświadomej mocy archetypów, wręcz pierwotnego, plemiennego mistycyzmu przyrody stojącej w opozycji w stosunku do racjonalnej i uporządkowanej kultury.
Na pewno jest to film dla zdecydowanie bardziej wrażliwego widza, który ceni w kinie mnogość interpretacji i jest w stanie poddać się nastrojowi, który kreuje twórczyni.
Jeśli kochany czytelniku lub czytelniczko masz w sobie duży pierwiastek kontroli i potrzeby rozumienia tego co widzisz, a mniej oddajesz się emocjom, wrażeniom i nie dopuszczasz do siebie tego, że nie wszystko da się objąć racjonalnym rozumem, a czasem po prostu trzeba emocjonalnie doświadczyć, to „Wieża. Jasny dzień” będzie dla Ciebie prawdopodobnie kinowym wyzwaniem.

Aby poczuć klimat filmu warto poszukać odniesień do kina Larsa von Triera, Davida Lyncha, Wima Wendersa, czy Toma Tykwera.
To artyści kina. Film Jagody Szelc wpisuje się w taką wrażliwość i jest to dla autorki w pełni szczery komplement z naszej strony.
Obejrzyjcie, doświadczcie i sami odpowiedzcie sobie na to co wywołuje w Was ten film.

Polecamy takie doświadczenie i wyprawę do kina.

Seans Psychologiczny
Do zobaczenia w kinie.