Psychologiczne filmy na 2019.

30.12.2018

To będzie ciekawy rok premier w kinie.
Pewnie nie o wszystkich jeszcze wiemy, ale pośród informacji prasowych poniższe tytuły i logline’y rozbudzają apetyty na psychologiczne konteksty, o których będziemy chcieli napisać w nadchodzącym roku.
Poniżej nasza subiektywna lista ciekawych psychologicznie filmów, które wejdą do kinowych repertuarów w 2019:

  • „Dom, który zbudował Jack” – film Larsa von Triera, którego zawsze będziemy cenić za „Melancholię” to historia mordercy, który postrzega siebie jako artystę w swoim fachu. Uwzględniając kontrowersje, które budzi reżyser, film może spotkać się ze skrajnymi ocenami. Na pewno warto oglądać Triera z postawą otwartą na różne odmiany wrażliwości w sztuce filmowej.
    Premiera 19 stycznia.

  • The King – produkcja Netflixa, w reżyserii Davida Michoda, z rozchwytywanym w ostatnim czasie Timothee Chalametem (Tamte dni, tamte noce), który wciela się w rolę księcia Hala i uczy się jak zostać królem. Film oparty na sztukach Szekspira, a współautorem scenariusza jest grający jedną z głównych ról Joel Edgerton.

  • Vice – historia Dicka Cheneya, sekretarza obrony w kancelarii Georga Busha seniora i viceprezydenta w kancelarii jego syna, Georga Busha juniora. Zapowiada się kawał satyry politycznej z rolami, które będą potencjalnie nominacjami oscarowymi: Christiana Bale’a, który po raz kolejny funduje widzom metamorfozę w tytułowej roli i Amy Adams w roli żony polityka. Po 5 nominacjach, może w końcu aktorka zgarnie statuetkę?
    Premiera 11 stycznia.

  • Knives Out – anonsowany jako klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie, który wyszedł spod pióra Riana Johnsona (znany z reżyserii Gwiezdnych Wojen: Ostatni Jedi). W roli głównej Daniel Craig. Dramaturgia filmu to znalezienie odpowiedzi na pytanie: „kto zabił?”.
  • Faworyta – nowy film greckiego reżysera Yorgosa Lanthimosa, to intryga na angielskim dworze, w której główne role grają kobiety. Zapowiedzi prasowe przedstawiają film jako najbardziej przystępne dzieło twórcy Kła czy Lobstera. W rolach głównych Emma Stone i Rachel Weisz.
    Premiera 8 lutego.

  • The Irishman – Martin Scorsese powraca z dramatem biograficznym ze świata amerykańskiej mafii. W obsadzie potwierdzeni są: Robert de Niro, Al Pacino, Harvey Keitel i Joe Pesci. Takie personalia i tematyka zwiastuje mocne kino gatunkowe.
  • Przemytnik – Clint Eastwood znów reżyseruje i gra przemytnika, który wybiera się ostatni raz na kryminalny szlak. Pan Eastwood im starszy, tym bardziej dojrzałe i wytrawne kino nam serwuje, więc czekamy z niecierpliwością na kolejną filmową alegorię o uniwersalnych życiowych prawdach, w których legenda kina się specjalizuje w ostatnich latach.
    Premiera 15 marca.
  • Zabawa, zabawa – Kinga Dębska zabierze nas w świat choroby alkoholowej w historii inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami. Współautorką scenariusza jest Mika Dunin, autorka autobiograficznej książki „Alkoholiczka”.
    Premiera 4 stycznia.

  • Mój piękny syn – i znów o uzależnieniu, tym razem dorastającego syna i relacji z ojcem. Opowieść o bezwarunkowej miłości oraz wszystkich odcieniach emocji, które towarzyszą relacjom międzyludzkim. To już druga kreacja Timothee Chalamet na naszej liście, tym razem w duecie ze Stevem Carellem w roli ojca.
    Premiera 4 stycznia.

  • Powrót Bena – w kontrze do „Mojego pięknego syna” film o miłości macierzyńskiej (Julia Roberts) w relacji matka – syn, po raz trzeci na liście z uzależnieniem jako tematem przewodnim. Ciekawym kontekstem jest to, że niemalże w tym samym czasie na ekrany wchodzą dwa filmy o podobnej tematyce relacji rodzica i dorosłego dziecka oraz uzależnienia.
    Premiera 11 stycznia.

  • Córka trenera – film Łukasza Grzegorzka opowiada o relacji o ojca – trenera tenisa i córki. Kontekst sportowy stanowi ciekawy punkt wyjścia dla rozważań na temat relacji, wolności, odpowiedzialności i ścierania się dojrzałości z młodością. W roli głównej Jacek Braciak.
    Premiera 1 marca.

  • Ciemno, prawie noc – Borys Lankosz zaprasza na gatunkowy kryminał, będący adaptacją książki Joanny Bator. W rolach głównych: Magdalena Cielecka i Marcin Dorociński.
    Premiera 22 marca.

    Seans Psychologiczny
    Do zobaczenia w kinie.

 

Kursk: homo sovieticus zatopiony.

15.12.2018

Z ogromną ciekawością i obawą wybierałem się na film Thomasa Vinterberga. Reżysera uznanego dzięki kameralnym opowieściom, które w metaforyczny sposób mówią o sprawach uniwersalnych (Festen, Polowanie).

Ciekawość wynikała z pytania: jak reżyser znany z określonej stylistyki zderzy się z monumentalną łodzią podwodną i tragiczną historią jej załogi?
Obawy dotyczyły oczywistego tła politycznego i jego oddziaływania na produkcję oraz sposobu opowiedzenia dramatu marynarzy w kontekście globalnej polityki tamtych czasów i obecnych problemów.

Pamiętam wydarzenia z sierpnia 2000 roku bardzo dobrze. Obserwowałem je w przekazach medialnych, sporo na ten temat przeczytałem i żyłem tą historią w tamtym czasie. Doskonale przypominam sobie poczucie bezsilności wynikające z wyobrażeń o marynarzach zamkniętych w stalowej trumnie, którym kończy się powietrze, żyjących jedynie nadzieją o tym, że ich zwierzchnicy na górze robią więcej niż wszystko, aby ich uratować. Odtwarzam sobie wypowiedzi ze słynnych konferencji prasowych admiralicji Floty Północnej Rosji, z których nie wynikało nic poza tym, że marynarka rosyjska jest w pełni przygotowana do akcji ratunkowej, choć było zupełnie inaczej. Świat obserwował spektakl medialny propagandy mającej przykryć braki i uratować dumę państwa kosztem życia 23 marynarzy.

Te emocje Vinterberg oddał bardzo trafnie. „Kursk” jest filmową alegorią postawy kulturowo – społecznej w radzieckiej i postradzieckiej Rosji, tzw. „człowieka radzieckiego”, która w drugim popkulturowym obiegu dotyczy degeneracji społeczeństwa i pełnego podporządkowania jednostki kolektywowi. Znamy wiele przykładów wcześniejszych tragedii we współczesnej historii Rosji przede wszystkim z książek wybitnej białorusińskiej pisarki i noblistki Swietłany Aleksiejewicz (Afganistan – „Cynowi chłopcy”, Czarnobyl „Czarnobyl. Kroniki przyszłości” czy Wielka Wojna Ojczyźniana oczami żołnierek – „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”).

„Homo sovieticus” w wydaniu Vinterberga, to studium tragedii widzianej oczami pozostawionych samym sobie marynarzy i walczących o nich żon oraz dzieci, którzy otwartym krzykiem próbowali wywrzeć naciski na przedstawicielach systemu, dbającego o „dobro” państwa, nie jednostek.
„Kursk” pokazuje również jak silne są więzi emocjonalne w najbliższej społeczności (braterstwo broni marynarzy, społeczność żon podwodniaków, sąsiedztwo), którzy pozostawieni przez państwo sami sobie starają się stworzyć przyjazny dla siebie świat.
Tragedia marynarzy opowiedziana z perspektywy żon i społeczności międzynarodowej próbujących pomóc odliczającej każdym haustem powietrza upływające życie załodze jest tym większa, im bardziej dostrzegamy, że państwo, które powinno chronić, nie zrobiło wszystkiego, aby uratować swoich obywateli.

Trauma związana z tragedią, której można uniknąć będzie pamiętana – to też chce powiedzieć reżyser – oczami syna głównego bohatera filmu, kilkuletniego chłopca, który bez słowa przygląda się emocjom matki i bezwzględności przedstawicieli władzy. Te doświadczenia i pamięć o ojcu będą miały wpływ na jego życie i pozostałych 70 dzieci, potomków ofiar. Przejmująca jest scena finałowa filmu właśnie z udziałem wspomnianego chłopca, która zwiastuje pamięć międzypokoleniową i zobowiązanie które zawiązuje.
„Kursk” to również świetne role Matthiasa Schoenaertsa (Michaił Kalekov) oraz jego żony – Lea Seydoux (Tanya) oraz dramaturgia łącząca w harmonijny sposób warstwę psychologiczną filmu i techniczną (zdjęcia podwodne, efekty specjalne).
„Kursk” to wartościowe kino, które tylko pozornie jest rekonstrukcją wielkiej tragedii. To przede wszystkim film o uniwersalnym przesłaniu: czym jest życie jednostki w starciu z wielką polityką?

Seans Psychologiczny
Robert Milczarek

Ajka: Ile waży ludzkie życie.

3.12.2018

„Ajka” Sergieja Dvortsevoja to kino tak nasycone realizmem jak naga może być kość obgryziona z każdego włókna otaczającego ją mięsa.
Takie porównanie ciśnie się na usta tuż po seansie.
Jest to film, który uderza widza zmysłowo, ponieważ główną rolę gra tu obraz (świetne zdjęcia Jolanty Dylewskiej) i dźwięk (wszystko co w tle, obok bohaterki, co potęguje atmosferę przytłoczenia).
Słowo nie jest najważniejsze.
Kamera jest tak blisko bohaterki, że towarzyszymy jej niemalże czując fizycznie kontakt.
W schowku na szczotki, za przepierzeniem z koca, w piwnicy, przeładowanym metrze czy na klatce schodowej.
Bliskość fizycznego zmęczenia, wychłodzenia, odwodnienia, zaszczucia jak zwierzęcia zagonionego w zaułek, z którego nie ma ucieczki jest tak odczuwalna, że prawie boli.
Skrajne wyczerpanie emocjonalne, będące skutkiem walki o przetrwanie w mrowisku metropolii, w którym ludzie z różnych kast społecznych żyją w światach równoległych może być trudne do udźwignięcia dla wrażliwego widza.
Jednocześnie to dobrze.
Widz ma stracić komfort, wejść w ten świat i nie zapomnieć.
A najlepiej coś z tym później zrobić, jeśli zdoła obudzić w sobie wrażliwość.
Przekłuć świadomość w działanie.
Nie odwracać głowy. Czy zdoła to zrobić?

Reżyser pokazuje świat Ajki, nielegalnej emigrantki walczącej o lepsze życie w Moskwie bez filtrów.
Konfrontuje nas ukazując rzeczywistość, której być może staramy się nie dostrzegać.
Realność, którą tworzą emigranci próbujący utrzymać się na powierzchni poprzez podejmowanie się wszystkich prac i ponoszący najwyższe koszty przetrwania.
Ajka jest uosobieniem wszystkiego co kryje się za uniformem ciężko pracującej sprzątaczki czy pracownika fizycznego wykonującego najgorsze prace.
Towarzyszymy jej podczas kilku dni zmagania się z wyczerpującą codziennością, w której instynkt przetrwania wydaje się być jej jedyną kartą przetargową.
Ajka traci wszystko.
Dosłownie.
I staje przed decyzją, która wpłynie na jej życie w sposób graniczny.

Dvortsevoj czerpał inspiracje do nakręcenia filmu korzystając z dramatycznych statystyk dotyczących nielegalnych emigrantów żyjących w Moskwie.
Co roku kilkaset matek, nielegalnie żyjących w stolicy Rosji porzuca w szpitalach niemowlęta.
Skala liczb poraża i pokazuje, że istnieje społeczne zjawisko, którego nie można negować.
„Ajka” jest udaną filmową próbą przyjrzenia się dramatom, których doświadczają nielegalne emigrantki w Rosji.
To jest kino dla widza wrażliwego na sprawy społeczne, który nie umie przejść obojętnie wobec problemów pogłębiającego się rozwarstwienia pomiędzy bogatym, a biednym światem funkcjonującym obok siebie.
Imię Ajka w kilku językach wschodnich oznacza często „kwiat”.
Filmowa Ajka jest takim kwiatem, który wyrwano z korzeniami i złamano mu łodygę jakby przetrącono kręgosłup.
Podobne życiorysy są prawdziwie dla tysięcy emigrantów, którzy na skutek ultrabiedy zmuszeni są porzucić rodziny, żyjąc z dnia na dzień i bez perspektyw w obcym świecie, w którym dla „legalnych obywateli” są niewidzialni.
Film czyni ich widzialnymi.

Polecamy.

Seans Psychologiczny

Klara Kochańska – Bajon i Kasper Bajon zapraszają na swój film „Via Carpatia”.

20.11.2018

23 listopada 2018 w piątek o godzinie 18.00 odbędzie się pokaz filmu „Via Carpatia” w ramach Seansu Psychologicznego w kino Bodo.
Twórcy: Klara Kochańska – Bajon i Kasper Bajon zapraszają na film i rozmowę:

Dziękujemy za gościnę ekipie kina Bodo – http://www.kinobodo.pl

Jeszcze dzień życia: siła animacji, siła reportażu.

10.11.2018

Jak ja długo czekałem na ten film! (piszę w pierwszej osobie, ponieważ to całkiem osobisty kawałek męskiej części Seansu Psychologicznego).

Jak widać po pozycjach książkowych na zdjęciu, twórczość Ryszarda Kapuścińskiego stanowi ważny kawałek bibliograficzny w naszym domu, a przygoda z literaturą reportera zaczeła się u mnie ćwierć wieku temu i wpłynęła po części na decyzje o wyborze studiów. Dziennikarstwo było blisko (ech.. gdyby nie to, że to była daleka wtedy Warszawa i puste kieszenie, to kto wie, jak było by dziś…), ale wybór finalnie padł na psychologię, choć smykałka do pisania towarzyszy mi przez całe życie – duży w tym udział Ricarda 😉

Dlatego z ogromną niecierpliwością szedłem do kina na „Another Day Of Life / Jeszcze dzień życia” znając książkę i pamiętając wypieki towarzyszące jej lekturze, tak samo jak pozostałym pozycjom mistrza reportarzu wojenno – społecznego.

W zasadzie ciekawość świata, poznawania ludzi i podróży zaszczepił mi Kapuściński, za co dziękuję, ponieważ otwartość i odwaga na nastoletnie oraz studenckie wojaże pewnie była by mniejsza, gdyby nie wyobrażenia z książek, dzięki którym postrzegałem pisarza jak współczesnego nomada, który żyje w ciągłym ruchu i opisuje otaczający go świat..

Tej romantycznej wizji życia jak ja mu zazdrościłem!

Całe szczęście, że nic nie dzieje się przypadkowo i dziś jestem w miejscu, w którym jestem, mogąc cieszyć się oczekiwaniem na film i dzieląc się nim, pisząc 🙂

Od tych młodzieńczych marzeń minęło prawie ćwierć wieku i z takimi właśnie wspomnieniami wybrałem się na film, który polecam wszystkim miłośnikom autora i ze względów sentymentalnych i dlatego, że to się po prostu świetnie ogląda.

Produkcja Platige Image to oryginalne połączenie animacji w estetyce komiskowej (kreska przypomina mi polskie komiksy kryminalno – dedektywistyczne z PRL-u) z dokumentem składającym się ze świadectw towarzyszy Kapuścińskiego z 1975 roku w Angoli.

Forma, którą wybrali twórcy dodaje sensacyjno – przygodowego sznytu całej opowieści, a dramaturgia zbudowana w sceniariuszu powoduje, że to się oglada jak dobry film szpiegowski.

Dobra rozrywka w kinie gwarantowana, gdyby nie to, że temat oraz pokazywane wydarzenia miały miejsce i opisują tragiczną historię przemian społeczno – politycznych w Afryce, których dramatyzm najlepiej oddaje konflikt w Angoli.

Tym bardziej konwencja filmu może stanowić nowoczesny sposób dotarcia z twórczością Kapuścińskiego do nowych pokoleń widzów i czytelników, a także jest filmowym treningiem wrażliwości społecznej, której wybitnym przykładem była postawa pisarza.

„Jeszcze dzień życia” to świetne kino społeczne i biograficzne, a sensacyjna stylistyka daje swieżość odbioru i włącza uwagę.

W polskiej wersji dubbingowej warto również zwrócić uwagę na kreacje Olgi Bołądź i Marcina Dorocińskiego, które jeszcze wyżej podnoszą wartość dramaturgiczną filmu.

Warto wybrać się do kina.

Seans Psychologiczny
Do zobaczenia w kinie.

 

 

Winni: pozory mylą.

9.11.2018

Duński thriller Gustava Mollera można porównać do intensywnego espresso.
Krótka forma, w zasadzie jeden aktor w małym pomieszczeniu, telefon w ręku i słuchawki na uszach.
Można błędnie założyć, że w tak ekonomicznych okolicznościach i dekoracjach trudno zbudować napięcie i splot zwrotów akcji.
To pierwszy stereotyp na temat kina i pozór, w który wpada widz.
Kto oglądał „Locke” z Tomem Hardym, ten wie, ze dramaturgia to historia bohatera, trudności, które napotyka, zwroty akcji i zaskoczenia.
Podobnie jest w tym chłodnym po skandynawsku thrillerze, którego akcja rozwija się i zmienia z każdą minutą, wciągając widza w historię rozgrywającą się dzięki rozmowom telefonicznym.
„Winni” to ten rodzaj kina, w którym opowiadanie zbyt wiele o fabule zabiera przyjemność podążania za tym, co opowiadają twórcy.
Dlatego wystarczy napisać, że widzimy pracę policjanta – operatora linii 112, przyjmującego zgłoszenia alarmowe od mieszkańców.
I takiego zgłoszenia, którego niemym świadkiem my – widzowie jesteśmy dotyczy film.

Lubimy takie historie na ekranie, które zbudowane są na dramaturgii zmagań bohatera, z trudnościami.
Zwłaszcza wtedy, kiedy i protagonista nie jest jednowymiarowy.
A tak sytuacja ma się w przypadku głównej postaci w filmie – policjanta Asgera Holma, którego postać wiarygodnie zbudował szwedzki aktor Jakob Cedergren.

Nie opowiadając za wiele o fabule warto napisać o tym, że film stanowi bardzo ciekawe studium psychologiczne w kilku aspektach:

  • Operator 112 jako przykład zawodu wysokiego ryzyka – podobnie jak np. kontrolerzy lotu, piloci, chirurdzy czy saperzy czyli osoby wykonujący zawody obciążone wysokim ryzykiem podejmowanych decyzji, podlegający ogromnemu obciążeniu psychicznemu.
    Główny bohater jest przykładem z czym mierzą się zawodowcy w podobnych branżach: skrajne napięcie psychiczne i fizyczne, odpowiedzialność za zdrowie i życie, które wymagają odpowiednich predyspozycji, szkolenia i kompetencji m.in. komunikacyjnych (aktywne słuchanie, zadawanie pytań, parafrazy, klaryfikacje, odzwierciedlenia, podsumowania, asertywność, zarządzanie emocjami, koncentracja i podzielność uwagi).
    Przykłady opisanych umiejętności obserwujemy na ekranie.
    Co więcej postać głównego bohatera jest skonstruowana w sposób wiarygodny psychologicznie, ponieważ nie widzimy pomnika z brązu czy ideału zachowań, ale człowieka, który ma ograniczone zasoby odporności i wytrzymałości, sam ma swoje osobiste problemy i po prostu, po ludzku popełnia błędy..
    Dlatego zachęcamy, aby dzięki tej kreacji odrobinę łaskawszym okiem spojrzeć na pracę zawodowców, którzy podlegają takim obciążeniom jak filmowy Asger.

  • Wpływ stereotypów i indywidualnych założeń, które przyjmujemy na podstawie swojej wiedzy oraz doświadczeń.
    Historia opowiedziana na ekranie to mocny przykład jak łatwo oceniamy innych ludzi, czasem wręcz stygmatyzujemy na podstawie strzępków informacji, własnej rutyny czy pośpiechu. Pomimo dobrych intencji, skutki mogą być fatalne.
    „Winni” bardzo sprawnie pokazują takie zjawisko.
    Momentami oglądając film przypomina się film „Polowanie” Thomasa Vinterberga z Madsem Mikkelsenem w roli głównej – nie wszystko jest tak jak nam się może wydawać, mimo przesłanek, którymi dysponujemy. Łatwo oceniać, trudno cofnąć czas.

  • „Winni” to również przykład komunikacji w sytuacjach kryzysowych, kiedy w grę wchodzi relacja: kat – ofiara.
    Praca operatorów 112 to często reagowanie na zgłoszenia, w których w grę wchodzi zdrowie i życie, ale również bezpieczeństwo dzieci.
    Film w kilku epizodach wręcz modelowo pokazuje jak prowadzić rozmowę z przestraszonym dorosłym lub dzieckiem i jakich umiejętności oraz wrażliwości wymaga taka praca.
    Dlatego m.in. i z tego powodu tak dobrze ogląda się film.
    W wywiadach Jakob Cedergren mówi, że przygotowanie do roli i zdjęć trwało 5 miesięcy, właśnie po to, aby pokazać procesy tak wiarygodnie, jak to się twórcom udało.

„Winni” to thriller oszczędny do granic możliwości, a jednocześnie bogaty w zwroty akcji, emocje i przede wszystkim końcowe przesłanie: nie oceniajmy pochopnie, pozory mylą.

Psychologia filmu „Nina” Olgi Chajdas w rozmowie na Seansie Psychologicznym w kinie BODO

29.10.2018

21 października 2018 roku w kinie BODO w Łodzi odbył się pokaz specjalny najnowszego filmu Olgi Chajdas- „Nina”.
Po seansie wspólnie z naszym gościem Aleksandrą Dulas, edukatorką seksualną oraz Prezeską Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK rozmawialiśmy o mechanizmach psychologicznych oraz sferze seksualności przedstawionej w filmie.
Celem rozmów, które organizujemy jako twórcy Seansu Psychologicznego jest psychoedukacja poprzez sztukę filmową, a metafora, którą jest film stanowi punkt wyjścia do zwiększenia wglądu i uruchomienia procesu rozwojowych zmian.
Materiał ze spotkania jest dostępny na naszym kanale You Tube:

Dziękujemy za gościnę kinu BODO w Łodzi.
Zapraszamy.

Agata Wilska: www.psychologwlodzi.pl
Robert Milczarek: www.robertmilczarek.pl

Seans Psychologiczny

53 wojny: żyć lub umrzeć razem z Tobą.

24.10.2018

„53 wojny” to kameralny dramat psychologiczny bogaty w mechanizmy, o których chcemy Wam opowiedzieć.

Mamy tu reportera Witka (Michał Żurawski), który pracuje relacjonując konflikty zbrojne i ryzykuje swoim życiem, aby przekazać informacje do bezpieczniejszych rejonów świata.

Jest żona, Anna – główna bohaterka (piękna fotograficznie i przejmująca Magdalena Popławska), która kocha i jest kochana. W relacji małżonków jest namiętność, bliskość i ciepło, a paradoksalnie za dużo miłości (i to miłości neurotycznej) w takich okolicznościach może okazać się zbyt trudne do udźwignięcia dla kobiety, która samotnie czeka, rozmyśla i boi się o los ukochanego.

Są dzieci, które potrzebują swojego permanentnie nieobecnego ojca i patrzą na pogrążającą się w lęku matkę.
Jest matka głównej bohaterki i babcia jednocześnie (Dorota Kolak), która przejmuje role opiekuńcze w rodzinie i próbując pomóc tak jak tylko potrafi wywiera jednocześnie presję psychologiczną na zapadającą się w obsesjach córkę, żonę dziennikarza.
Jest inny korespondent (Krzysztof Stroiński), będący przyjacielem męża głównej bohaterki, który towarzyszy Witkowi na wojnach i z perspektywy Anny wydaje się być bliżej męża, niż ona sama.

Taka mieszanka emocji i postaci to gotowy temat na film.
„53 wojny” staje się więc próbą pokazania emocji  towarzyszących osobom pracującym na pograniczu życia i śmierci oraz ich bliskich, nieradzących sobie z napięciem, które wywołuje trwanie w ciągłej obawie o życie ukochanych osób.
Opowieść jest inspirowana historią Grażyny Jagielskiej, żony korespondenta wojennego Wojciecha Jagielskiego, którą opisała w książce „Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym”.

O fabularnej stronie filmu tyle.

Więcej chcemy napisać o mechanizmach psychologicznych, które trafnie zobrazowała reżyserka i autorka scenariusza Ewa Bukowska.

Miłość symbiotyczna.

Relacja małżonków w filmie to przykład klasycznej relacji symbiotycznej, w której partnerzy są „sklejeni” ze sobą.
W takich związkach nie ma wyodrębnionej części „ja” każdego z małżonków lub jedno żyje życiem drugiego, zostając jakby „wchłoniętym”.
Tak rzecz ma się w przypadku filmowej Anny, która mówi do męża w kryzysowej chwili: „albo rzucasz to, albo ćpamy razem”, odnosząc się do pracy męża w zapalnych rejonach świata.
W jednym z wywiadów Ewa Bukowska stwierdziła, że dla Anny: „w tym związku nie ma ja, jest tylko my, zawsze”.
Psychiczna więź symbiotyczna w ujęciu psychoanalitycznym Ericha Fromma, to relacja dwóch osób, które żyją kosztem siebie.
Emocjonalna więź, która wytwarza się między partnerami tworzy swoiste zjednoczenie, pomieszanie tożsamości. Wtedy pozostałe relacje schodzą na dalszy plan.
Więź z dziećmi, innymi członkami rodziny, przyjaciółmi przestaje się liczyć.
Taki proces możemy dostrzec u głównej bohaterki.

Z podobnymi problemami pojawiają się pacjenci w gabinecie, a momentem kryzysowym jest najczęściej zdrada partnera, odejście, choroba czy śmierć.
Osoby żyjące w relacji symbiotycznej mają ogromne trudności z budowaniem dojrzałych relacji i potrzebują często długoterminowego wsparcia psychoterapeutycznego.

Zespół stresu pourazowego (PTSD – posttraumatic stress disorder).

PTSD doświadczają osoby, które doznały głębokiej traumy związanej z bezpośrednim zagrożeniem zdrowia i życia własnego lub osób bliskich.
Taką sytuację oglądamy na ekranie z dwóch perspektyw.

1. Witka, który doświadcza wojny wielokrotnie i musi się do niej przyzwyczaić, aby przetrwać (nie przypadkowo tytuł filmu to bardzo trafne zestawienie słów: 53 wojny, gdzie przecież już jedna wojna to trauma, a przetrwanie jej kilkadziesiąt razy to wręcz chroniczne doświadczenie i trauma przewlekła).

2. Anny, żony dziennikarza, która za każdym razem żegnając męża robi to ze świadomością, że być może widzą się po raz ostatni.
Po czym ogląda zdjęcia z wojen w serwisach newsowych i czeka w napięciu na to, czy telefon zadzwoni. A jeśli tak, to z jaką informacją? Żyje? Zginął?

Bardzo trudno jest wyobrazić sobie z jak ogromnym napięciem muszą radzić sobie główni bohaterowie, dla których życie zawieszone jest na cienkiej linii pomiędzy śmiercią, a przetrwaniem.
Najczęściej traumatycznemu doświadczeniu oczekiwania towarzyszy strach o życie najbliższych, bezsilność wynikająca z braku wpływu na sytuację i przerażenie, gdy doświadczenie śmierci jest tak namacalne jak przykłady pokazane w filmie.

Na ekranie widzimy dwa oblicza PTSD.

Z perspektywy Witka reakcją obronną na PTSD jest dysocjacja (odcięcie reakcji emocjonalnych, aby móc przetrwać – więcej o tym mechanizmie pisaliśmy przy okazji filmu „Pierwszy Człowiek”), a wzmacnia ten efekt jeszcze mocniej uwikłanie w relację symbiotyczną.
Dziennikarzowi towarzyszy tzw. myślenie magiczne, w którym w jego odczuciu posiadanie rodziny, do której może wrócić zapewnia mu magicznie „bezpieczny immunitet” podczas wojny.
Jest przekonany, że nie może zginąć, dopóki, dopóty ma do kogo wracać.
To niebezpieczna halucynacja i przekonanie, które z jednej strony jest psychologicznie chroniące, ale z drugiej strony tworzy szantaż emocjonalny stosowany wobec partnerki i dzieci – przecież tato żyje dzięki temu, że ma nas.
Czerpiąc obserwacje z filmu warto napisać, że taki szantaż w życiu często powoduje, że żony np. żołnierzy  – podobnie jak filmowa Anna – nie mogą odejść, ponieważ ulegając manipulacji, boją się o życie partnera.
To stanowi ogromne obciążenie psychiczne dla nich i rodzin. Taka sytuacja zarysowana jest w filmie.

Perspektywa Anny, czekającej w napięciu na męża, jednocześnie tkwiącej w opisanej wcześniej miłości symbiotycznej to inny wymiar PTSD.
Tak jak na ekranie, tak często w życiu, stresu pourazowego doświadczają osoby bliskie.
Choć nie są w sytuacji bezpośrednio zagrażającej życiu, to strach o najbliższych wywołuje skrajne napięcie.
Dlatego wsparciem psychoterapeutycznym powinny być objęte również rodziny m.in. żołnierzy, policjantów czy osób, które doświadczyły traumy zagrożenia życia.
Filmowa Anna znajduje się w takiej właśnie sytuacji.

Zachowanie głównej bohaterki to ilustracja 3 grup objawów PTSD:

  1. Ponowne doświadczanie traumatycznego przeżycia poprzez wspomnienia czy powracające koszmary senne
  2. Unikanie miejsc, osób i innych rzeczy przypominających o traumatycznym wydarzeniu
  3. Przewlekłe objawy fizyczne, w tym: nadpobudliwości, problemy ze snem, koncentracją, trudności z zapamiętywaniem, drażliwość, złość, omdlenia, nadmierna czujność.

Co więcej film pokazuje również, że przy sytuacyjnym splocie kilku czynników takich jak: predyspozycje osobowościowe, przewlekłość stresu pourazowego, brak wsparcia farmakologicznego i psychoterapeutycznego oraz długim czasie trwania takiego stanu u osoby z PTSD może wystąpić depresja czy jak w przypadku głównej bohaterki zaburzenia psychotyczne na skutek stresu właśnie.
Anna ma urojenia, przestaje funkcjonować społecznie, zaniedbuje dzieci i siebie, a miłość symbiotyczna prowadzi wręcz do zachowań takich jak oszukiwanie męża czy podtruwanie go, aby tylko został w domu.

„53 wojny” to sugestywny obraz opisywanych zaburzeń, których doświadcza wiele osób w realnym życiu.

Warto napisać również kilka słów o innych relacjach w filmowej rodzinie.
Trauma dotyka także dzieci. Jeszcze nie potrafią jej świadomie nazwać i zrozumieć, ale odczuwają ją naturalnie. Swoimi emocjami.
Widzą matkę, która cierpi i jednocześnie zaprzecza, że tak jest.
Dzieciństwo w takich realiach to emocjonalnie trudne doświadczenie, które najprawdopodobniej wpłynie na ich dorosłe życie.
Osoba matki głównej bohaterki i babci jej dzieci, to również przykład próby radzenia sobie z tak trudną sytuacją.
Z jednej strony babcia stara się pomóc, utrzymać rodzinę w całości, zastępując dorosłą córkę w codziennych obowiązkach, z drugiej strony jest bezsilna, widząc cierpienie i niemoc Anny.
To klasyczna sytuacja bez wyjścia, kiedy nawet najlepsze intencje nie pomagają, jeśli osoby dotknięte PTSD nie zdecydują się na skorzystanie z profesjonalnej pomocy psychoterapeutycznej, połączonej ze wsparciem farmakologicznym.
W filmie takiego scenariusza nie widzimy, a pomoc pojawia się dopiero wtedy, gdy dochodzi do załamania emocjonalnego i pobytu w szpitalu.
Pomoc w życiu może nastąpić wcześniej.
Koniecznie trzeba o nią się zwrócić do wyspecjalizowanych w tym celu placówek.

„53 wojny” to bardzo dobre kino psychologiczne, które bez zbudowania kontekstu dotyczącego mechanizmów, które podejmuje, może być trudne w odbiorze, czy momentami wręcz postrzegane jako pretensjonalne (zachowania Anny).
Jednocześnie, jeśli uwzględni się przez co przechodzą główni bohaterowie i jak żyją w związku, to można im bardziej współczuć, trochę lepiej rozumieć.

Taka jest z resztą idea Seansu Psychologicznego, aby poprzez film rozumieć więcej i trafniej nazywać emocje, które towarzyszą nam podczas oglądania historii na kinowym ekranie.

Seans Psychologiczny

Do zobaczenia w kinie.

Kliknij, polub, udostępnij.

Pierwszy Człowiek: jak daleko sięga miłość.

23.10.2018

„Pierwszy Człowiek” Damien’a Chazelle’a z poruszającą rolą Ryana Goslinga (minimalizm ekspresji – skąd taka ocena roli wybrzmi w dalszej części tekstu), to klasyczny film biograficzny o amerykańskim lądowaniu na księżycu, które zapisało Neila Armstronga w annałach najważniejszych wydarzeń w dziejach ludzkości.
W zasadzie tyle wystarczy o samej fabule, ponieważ opowiadać filmu nie chcemy.
Niech każdy obejrzy i sam sprawdzi, czy historia wciąga i porusza.

Chazelle w epicko – kameralny sposób opowiada o bezprecedensowym wydarzeniu na niewyobrażalną skalę w dziejach gatunku homo sapiens, które wymagało przekroczenia tego, co do tej pory nieprzekraczalne.
Taki kontekst jest już psychologicznie wystarczająco ciekawy.
To co stanowi dla nas figurę na tle tej wielkiej opowieści to człowiek.
Jednostka skonfrontowana z zadaniem, którego nikt nigdy wcześniej się nie podjął.
Dlatego oglądanie filmu z perspektywy głównego bohatera jest tak interesujące psychologicznie, bo przecież astronauci skonfrontowani ze skalą wyzwania, to metafora walki Dawida z Goliatem.
Kruchości ludzkiej zderzonej z ogromem sił natury.
W tym przypadku doprowadzenia do możliwości opuszczenia Ziemi i spojrzenia na nią z perspektywy Księżyca.
Sam pomysł może wydawać się absurdalny, a jednak człowiek tego dokonał i jak mówi bohater: „to zmienia perspektywę i nadaje temu celowi głębszy, egzystencjalny sens.”

Mamy więc postać, która podlega presji emocjonalnej, fizycznej, technologicznej i interpersonalnej większej, niż możemy sobie my – przeciętniacy – wyobrazić.

A teraz coś więcej o psychologii w filmie:

Zjawiska transowe.

Psychologia „Pierwszego Człowieka” daje nam filmowe przykłady występowania tzw. zjawisk transowych, opisanych w ramach ericksonowskiego podejścia w psychologii, którego twórcą był amerykański psychiatra i psycholog Milton Erickson.

Zjawiska transowe najprościej rzecz ujmując to objaw tego, jak nasza nieświadomość wpływa na nasze funkcjonowanie i m.in. pozwala nam przeżyć w różnych trudnych sytuacjach, w których stosujemy nieświadome mechanizmy obronne, by móc przetrwać.

Postać głównego bohatera charakteryzują przede wszystkim dwa zjawiska transowe:

  • Dysocjacja – to stan, w którym oddzielamy nasze emocje, nie czujemy ich, nie mamy z nimi kontaktu, nie potrafimy ich nazwać, ani umiejscowić w ciele.
    Jest to nieświadomy stan, który często staje się mechanizmem obronnym w sytuacjach trudnych, w których emocje mogą utrudniać funkcjonowanie, a nawet paraliżować.
    W skrajnie traumatycznych doświadczeniach dysocjacja jest po prostu sposobem na przetrwanie.
    Odnosząc się do filmu warto podkreślić, że postać Armstronga to astronauta w czasach pionierskich, kiedy każdy lot stanowił niewiadomą i balansował na granicy życia i śmierci.
    Wielu jego kolegów zginęło przecież w fazie testów.
    Taki ciężar emocjonalny jest niemal niemożliwy do udźwignięcia i dysocjacja staje się sposobem na przetrwanie, gdy silny stres utrudnia działanie.
    Podobnego stanu doświadczają m.in. żołnierze, kontrolerzy lotu, neurochirurdzy, których praca to ciągły i skrajny stres, zagrożenie oraz odpowiedzialność za czyjeś życie, ale również zwykli ludzie doświadczają skrajnie silnego napięcia na przestrzeni wielu lat życia (traumy z dzieciństwa, przemoc fizyczna i psychiczna, utrata bliskiej osoby) i dysocjacja staje się wtedy nieświadomym sposobem na przetrwanie.

Postać Armstronga w sugestywny sposób to pokazuje.

  • Znieczulenie – to kolejny stan manifestacji nieświadomości, który u głównego bohatera widzimy w relacjach z żoną (Claire Foy – bardzo dobra rola, równie minimalistyczna jak w przypadku Ryana Goslinga), dziećmi, w relacjach z innymi astronautami.
    Kruchość życia, której bezpośrednio doświadcza, podobnie jak żołnierze na polu walki niemalże wymusza wystąpienie takiej reakcji obronnej.
    Niestety pociąga za sobą skutki uboczne w postaci wycofania z głębokich relacji emocjonalnych.
    Jeśli nie okazuje się emocji, to więzi z bliskimi w naturalny sposób na tym cierpią. Nieświadomość mimo, negatywnej strony w postaci opisanych skutków jest mądra.
    Chroni nas przed zranieniem, rozpadem, niemożnością funkcjonowania.
    Taki mechanizm obserwujemy w procesie zmiany głównego bohatera na przestrzeni filmu.

Żałoba i nadanie sensu po stracie.

To co widzimy na ekranie to również proces żałoby na skutek utraty bliskiej osoby, kochanej najmocniej na świecie.
Nie będziemy podawać więcej szczegółów, aby nie spoilerować, ale historia osobista Neila Armstronga to wyrazisty przykład procesu przechodzenia przez żałobę, który występuje, gdy tracimy kogoś, kogo kochamy ponad wszystko.
I jeśli byłoby to możliwe, to oddalibyśmy własne życie, za zdrowie tej osoby.
Opisane powyżej zjawiska transowe, to również mechanizmy chroniące przed tzw. psychologicznym rozpadem.
Bohater przecież odcina emocje, „zamraża” swoją wrażliwość znajduje nowy cel, angażuje w niego swoje wszystkie zasoby (wiedza, umiejętności, energia, czas, nawet poświęca na swój sposób rodzinę), po to, aby nadać swojemu życiu nowy sens, a w konsekwencji przeżyć stratę po swojemu i ją symbolicznie pożegnać (jedna z ostatnich scen filmu).
Finalnie okazuje się, że tak ogromne przedsięwzięcie jak loty w kosmos mogą stać się intymnym i osobistym sposobem na przeżycie straty i domknięcie procesu żałoby.

Kroki, które zostały przedstawione na przykładzie historii astronauty spotykają każdego człowieka. Stratę trzeba zanegować, przeżyć protest wobec tego co nas spotyka, opłakać ją, a potem zacząć na nowo żyć..
Każdy z nas przeżywa ten proces indywidualnie, w swoim czasie, nie zawsze radząc sobie z tak dojmującą stratą jak śmierć najbliższych.
Czasem – jak w przypadku Armstronga – potrzebne jest postawienie pierwszego kroku na powierzchni Księżyca, aby stało się on jednocześnie domknięciem osobistej tragedii.
Ta symbolika pokazuje jak wielkie historycznie wydarzenia składają się z indywidualnych historii konkretnych ludzi.

Rozwojowa funkcja kryzysu.

Ostatni duży kawałek psychologii w filmie to klasyka zapracowanych pasjonatów czyli zepchnięcie rodziny na dalszy plan i kryzys w związku.

„Kariery w nocy w łóżku nie przytulisz” – lubimy to powiedzenie, które w prosty sposób oddaje rozstrojenie kluczowych wartości i priorytetów w życiu.

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego lubimy tak bardzo być głaskani przez osoby bliskie?
I dlaczego dotyk drugiego człowieka, choć fizycznie taki sam jak to, gdy głaszczemy się sami, jest odczuwany inaczej?

Ponieważ bliski fizyczny i emocjonalny kontakt z drugim człowiekiem, to jedna z najważniejszych i naturalnych potrzeb człowieka.

Historia Neila Armstronga to również przykład spustoszenia w świecie relacji z bliskimi, które niesie za sobą zatracenie w pracy oraz definiowanie się poprzez zawodowe sukcesy.
Jak wielkie i spektakularne by one nie były.
To co mówi większość pacjentów w naszych gabinetach przechodzących przez kryzysy rodzinne, partnerskie i małżeńskie, to potrzeba zmiany swojego życia, jeśli mogliby cofnąć czas i odbudować relacje. Nie zawsze jest to możliwe. Czasem opamiętanie przychodzi za późno. Niekiedy nie ma już do czego wracać.
Ale zdarza się również tak, że kryzys – podobnie jak u bohatera filmu – to szansa na wejście związku na wyższy poziom, większą bliskość, bardziej scementowaną wieź emocjonalną między partnerami.

To co widzimy na ekranie, to taki właśnie proces, w którym trudne momenty, przy ogromie miłości, wzajemnej przychylności oraz chęci do pracy, stanowią szansę na restaurację związku.
W przypadku Neila Armstronga i jego żony, czynnikiem kryzysowym jest jeszcze utrata najbliższej osoby, trauma i żałoba.
Już poza filmem, a w życiu pary różnie sobie z tym radzą.
Nie wszystkie są na tyle silne co główni bohaterowie, żeby z kryzysu wyjść mocniejszym w związku.
Z pełną świadomością nie zdradzamy więcej szczegółów czego kryzys dotyczy, aby widz mógł doświadczać filmu po swojemu.

Podsumowując „Pierwszy człowiek” to bardzo ciekawe psychologicznie studium przypadku tego, jak nasza nieświadomość objawia się w życiu oraz jak nas chroni w trudnych sytuacjach, co się nami dzieje w żałobie, jakie kryzysy wywołuje pasja, gdy staje się zawodem i przede wszystkim jak ważna jest w życiu miłość, której pomiędzy Ziemią, a Księżycem jest więcej, niż nam się wydaje.

Seans Psychologiczny
Do zobaczenia w kinie.

Kliknij, polub, udostępnij.

Monument: transowa podróż między światami.

21.10.2018

Tytuł recenzji psychologicznej mówi o filmie już wystarczająco dużo.
Dlatego o fabularnej stronie filmu Jagody Szelc, będącego jednocześnie dyplomem aktorów Wydziału Aktorskiego PWSFTViT w Łodzi więcej słów nie padnie.
Film został pokazany w ramach programu 9. Festiwalu Kamera Akcja organizowanego w naszej łódzkiej „filmówce”.

Jakie skojarzenia filmowe wywołuje „Monument”?

Ze względu na styl opowiadania, w którym można dostrzec motywy symboliczne (m.in. tytułowy monument), znaki ukryte w poszczególnych scenach, obecność postaci i zjawisk, które logicznie nie wpisują się w linię narracji, „Monument” może wywoływać emocje znane z „Lost Highway” i „Mullholland Drive” Lyncha, czy „Pikniku pod Wiszącą Skałą” Weira lub „Lśnienia” Kubricka.

Jednocześnie film Jagody Szelc trudno kategorycznie przyporządkować jako kino gatunkowe, ponieważ reżyserka płynnie miesza style i bawi się konwencją, wywołując u widza (na pewno u Seansu Psychologicznego) zainteresowanie tym co widać na ekranie, pomieszane z konfuzją, która szuka odpowiedzi na pytanie: „o co tu właściwie chodzi?”, przez napięcie wynikające z narastającego poczucia, że jest tu jakaś tajemnica, aż do zmęczenia fizycznego transem obserwowanym na ekranie, ku finałowi i zaskoczeniu, które wywołuje.
Takie kino może wciągać lub odrzucać. Tak czy inaczej wywoła emocje.

To co psychologicznie ciekawe w wizji reżyserskiej Jagody Szelc to praca transem oraz z nieświadomością, snem, głęboką pracą z ciałem i budowaniem prawdziwego kontaktu z własnymi emocjami.
Napisy końcowe potwierdzają, że aktorzy korzystali z profesjonalnego coachingu aktorskiego w tym zakresie (Anna Skorupa), co widać w wielu scenach epizodycznych oraz w głównej osi narracyjnej filmu i jego konwencji wizualnej.

Świat wykreowany w „Monumencie” balansuje na pograniczu snu i jawy, tego co świadome  oraz nieświadome, psychodelicznego transu i wprowadzania ciała w ruch, uruchamiającego skrajne emocje.
Mechanizmy psychologiczne, które zostały wymienione oddziałują na emocje i nieświadome skojarzenia widza, dzięki czemu mogą wywoływać skrajne odczucia od zainteresowania i zdziwienia, do złości czy wręcz odrzucenia.
Taka jest siła transu, który omija to co świadome, docierając do pokładów emocjonalnego postrzegania tego co widzimy na ekranie.
Takie zmysłowe postrzeganie filmu uruchamia nieświadomość widza, która pełna jest archetypów, automatycznych wzorców postępowania i ocen, wywołujących emocje.

To wszystko powoduje, że „Monument” jest bardziej filmowym doświadczeniem uczestniczenia w ekranowym śnie, niż racjonalnym rozumieniem, tego co widzimy.
Aby jednak nie ustawić jednoznacznie tego filmu w kategorii „magicznych”, reżyserka i twórcy puszczają do nas oko na koniec, domykającą formalnie i znaczeniowo film pointą.
Bardzo ciekawe kino.
I dla psychologów i dla pasjonatów filmu, jeśli tylko wybierają się do kina otwarci na doświadczanie „X muzy’ wszystkimi zmysłami.

W ramach psychoedukacji zachęcamy do lektury artykułu o wpływie emocji na nasze życie:
http://psychologwlodzi.pl/po-co-nam-emocje-czyli-kilka-powodow-dla-ktorych-warto-czuc/

Do zobaczenia w kinie.

Seans Psychologiczny