„Paryż może poczekać / Paris can wait”: z życiem czekać nie ma co.

24.07.2017

„Paryż może poczekać” to kino zmysłowe.
Jest takie jakie powinno być życie: doświadczane, emocjonalne, energetyczne, odrutynizowane, przyspieszające tętno i pobudzające do bycia w egzystencjalnym ruchu.

Psychologia filmu (mimo jego lekkiej formy i braku aspiracji na bycie arcydziełem) to kopalnia refleksji na temat człowieka i relacji, które próbuje budować:

Rutyna i pułapka codzienności.

Żyjesz w stałym związku i masz poczucie, że dopadła Cię codzienność? Każdy dzień jest taki sam? Wstajesz rano, idziesz do pracy, wracasz, spożywasz posiłek, rozmawiasz o dniu, idziesz spać.
To oczywiście skrót i uproszczenie, ale kto nie doświadcza podobnych sytuacji?
Film Eleonory Coppoli pokazuje jak w codzienności można zgubić pochwałę życia i w miejsce jego przeżywania odgrywać codziennie te same automatyczne zachowania.
Nie dajmy się w tę pułapkę złapać.

Moc odmiany.

Film to podróż przez francuską prowincję, niespieszne smakowanie krajobrazów i potraw w towarzystwie człowieka, który wytrąca główną bohaterkę Annę (Diane Lane) z rutyny codzienności. Zmiana otoczenia, nowe doświadczenia pozwalają spojrzeć na życie z innej perspektywy, a przy odrobinie szczęścia uruchomić twórczą dla związku zmianę (małżeństwo z Michaelem – Alec Baldwin).
Każdy z nas co jakiś czas potrzebuje zmienić coś w swoim życiu, aby przejść ożywiający proces tworzenia czegoś na nowo lub od początku. Podróż z francuskim dżentelmenem Jacquesem (Arnaud Viard) to metafora takiej odmiany.

Reaktywacja zmysłowości.

Żyć znaczy odczuwać.
Smaki, zapachy, kolory, otaczające dźwięki, dotyk, ruch – w filmie mamy tego aż nadto, po to aby towarzysząc głównej bohaterce móc poczuć na czym polega doświadczanie.
Na zatrzymaniu, zmysłowaniu, czerpaniu garściami z życia, pozwalaniu sobie na korzystanie z jego możliwości.
Wiele osób boi się doświadczać, uważając że pozwolić sobie na emocje to coś złego.
Odkładają oni życie ciągle na później.
A później może być już za późno.
Później może nie być.
Jak powiedział ks. Jan Kaczkowski:
„Trzeba natychmiast żyć. Jest później, niż się wydaje.”
Główna bohaterka Anne na nowo „uzmysławia się” dzięki wspólnej podroży z Jacquesem.
To co równocześnie ważne w tworzącej się między tym dwojgiem relacji, podczas podróży, w której są tylko ze sobą, to uważność, którą zapewnia Annie towarzysz.
Interakcja pomiędzy dwojgiem głównych bohaterów pokazuje co się dzieje między ludźmi, gdy ktoś jest zaniedbany emocjonalnie tak jak Anne przez swojego męża Michaela.
Okazuje się, że potrzeba bycia widzianą i słuchaną, którą realizuje Jacques ożywia na nowo zmysłowość kobiety.
Dlatego warto skorzystać z jej doświadczenia i zacząć wprowadzać pewne innowacje do relacji z ludźmi, których kochamy, aby „nie przespać” czasu, który został nam dany.

Pochwała prostego życia.

„Paryż może poczekać” pokazuje wiele prostych czynności o których jakościowym przeżywaniu na co dzień coraz częściej zapominamy, ponieważ się spieszymy i przestajemy być uważni.
Wspólne spożywanie posiłków, dobra muzyka, uważna rozmowa, kontakt z przyrodą, bycie ze sobą tu i teraz, uważne patrzenie sobie w oczy, słuchanie drugiego człowieka, dobry kontakt ze swoimi emocjami. Bycie. To wszystko znajdziemy w tym filmie w opozycji do spieszącego się świata, jedzenia na czas, zdawkowych rozmów czy spędzania długich godzin w zamkniętych pomieszczeniach przy sztucznym świetle.
Historia pokazana na ekranie to zaproszenie do powrotu do prostego życia, pozwalającego złapać oddech.
Zatrzymać się.
Doświadczyć.
Być.

Dawanie i czerpanie czyli siła spotkania.

I na koniec to co w komediach okołoromantycznych jest najważniejsze czyli spotkanie dwojga ludzi w jakimś momencie życia, które wyzwala nowe emocje.
Jacques mówi do Anny: „Poruszyłaś coś we mnie”.
Historia Anne i Jacquesa to przykład pokazujący siłę wymiany, którą mogą podarować sobie ludzie.
Możemy dawać i czerpać, wymienić się emocjami, energią, po to aby była dla nas wzbogacająca.
Potrzeba dzielenia się jest jedną z podstawowych potrzeb człowieka.
Warto o niej pamiętać.

Polecamy „Paryż może poczekać” jako filmowy test i trening pobudzenia zmysłowości, zastanowienia się nad tym ile rutyny jest w naszym życiu i jak wpływa na jakość naszych związków.

Warto po seansie zadać sobie pytania:

Jak dbam o jakość w relacji?

Czy potrafię słuchać drugiej strony?

Czy potrafię wyrażać swoje potrzeby?

Jaki mam kontakt ze swoimi emocjami i potrzebami?

Ile jest rutyny w moim życiu?

Co mogę zmienić?

Co mi sprawia przyjemność?

Ile mam na to miejsca w swoim życiu?

Jako uzupełnienie filmu o elementy psychoedukacyjne polecamy artykuły:

Seans Psychologiczny

Do zobaczenia w kinie!

Kliknij, polub, udostępnij.

Powrót do Montauk na Transatlantyk 2017: pogubić można się w każdym wieku.

17.07.2017

Nowy film Volkera Schlondorffa to próba opowiedzenia emocji mężczyzny w wieku dojrzałym. Próba w naszym odbiorze nieudana, ponieważ opowiedziana w sposób pretensjonalny i papierowy, a przez to zupełnie niewiarygodna.
Mamy poczucie, że aktorzy męczą się w infantylnych psychologicznie dialogach i w konsekwencji w przerysowany sposób próbują oddać opowiadane emocje.
Mimo naszej subiektywnej opinii można obejrzeć ten film dla własnej refleksji na temat kondycji stanu ducha ludzi w wieku dojrzałym, którzy mają na swoim koncie bagaż doświadczeń, często dorosłe już dzieci, odczuwają starzejące się ciało i chcą jeszcze poczuć na nowo, że żyją.
Tak można podsumować emocje głównego bohatera, pisarza Maxa, który świętuje właśnie premierę swojej nowej książki, żyje w wydawałoby się szczęśliwym związku, odnosi sukces.. a jednak odczuwa egzystencjalny brak.
I właśnie odbywa spotkania autorskie w mieście, w którym żyje jego niezrealizowana w pełni miłość sprzed lat..

Takie historie przydarzają się ludziom na różnych etapach życia.
Ze względu na kryzys w związku, niezrealizowane potrzeby, rutynę, poczucie egzystencjalnej pustki i chęć ożywienia na nowo swoich emocji. W przypadku filmowego pisarza, granego przez wybitnego (choć nie w tej produkcji) Stellana Skarsgarda egzystencjalny kryzys przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
Książka święci triumfy, kobieta z którą żyje jest mu niezwykle oddana.
A jednak. Czegoś brak.

Nie będziemy analizować filmu, ponieważ po pierwsze, nie na tym się koncentrujemy i nie na tym się znamy. W kinie interesuje nas głównie psychologia.
Po drugie „Powrót do Montauk” jest po prostu scenariuszowo słaby i dialogi wieją psychologiczną pustką, podobnie jak puste plaże New Jersey sfilmowane przez Schlondorffa.
Film męczy widza.
Dlatego skoncentrujemy się na tym czym inspiruje psychologicznie i co psychologicznie próbuje opowiedzieć.

Kryzys wieku dojrzałości.

Pięćdziesiąt kilka lat życia sprzyjają stawianiu sobie pytań o to co zostało zrealizowane, jakie jest poczucie szczęścia i czego można żałować. Pierwsza scena filmu i opowiedziana rozmowa z umierającym ojcem Maxa to punkt wyjścia do postawienia takich właśnie pytań.
Punkt odniesienia do oceny jakości własnego życia i poczucia szczęścia głównego bohatera, który ma przekonanie, że stracił jedyną prawdziwą miłość sprzed lat.
Tę jedyną, która wywoływała bicie serca i nadawała sens istnieniu.
Czy na pewno?
Wiele osób w podobnym wieku zadaje sobie pytanie czy nie straciło jakichś ważnych okazji, czy to wszystko co najlepsze mogło je spotkać?
Brak pracy nad sobą, dobrej komunikacji w związku i otwartości na realizację wzajemnych potrzeb doprowadza wiele par w tym wieku do kryzysów, przez które nie potrafią przejść.

Halucynacje i duchy.

Sentyment do przeszłości, jej idealizowanie, tęsknota za wizją partnerki sprzed lat uruchamia u głównego bohatera „halucynację” psychologiczną na temat Rebecki.
Myśli o niej bez uwzględnienia upływu czasu i uznania tego, że każdy z byłych partnerów szedł przez życie.
Halucynacja psychologiczna Maxa polega na hodowaniu w sobie przekonania, że kobieta, którą kochał jest taka sama jak przed laty, że też go kocha w ten sam sposób jak 16 lat temu. Tak jakby czas zatrzymał się w miejscu.
Mechanizm halucynacji powoduje nadinterpretacje, źle zaadresowane potrzeby, a w konsekwencji wzajemne rozczarowania i błędne decyzje. Podsumowuje to partnerka Maxa Clara komentując jego wypowiedź, iż spotkał ducha: „Nie można przelecieć ducha”.
Wiele osób przechodzi przez podobny proces.
Doświadczając egzystencjalnego kryzysu marzą o nieistniejących obiektach, będących wyobrażeniem z przeszłości.

Tak jak Max, który nadając nadmiarowe znaczenie wyobrażeniu kobiety z przeszłości, podejmuje określone decyzje i ponosi ich konsekwencje, raniąc przy tym bliskie sobie osoby, sam siebie też nie uszczęśliwiając. Dawnego Montauk już bowiem nie ma..

Po seansie filmowym warto zadać sobie następujące pytania:

Czy żyję życiem rzeczywistym w relacjach?

Czy uciekam w marzenia o przeszłości?

Czy pracuję nad swoim związkiem?

Czy doświadczam halucynacji opisanych w artykule?

Jak sobie radzę, jeśli to ma miejsce?

Polecamy również artykuł:

http://psychologwlodzi.pl/kocham-dwoch/ jako uzupełnienie psychoterapeutyczne tematu poruszonego w filmie.

Seans Psychologiczny

Do zobaczenia w kinie 😊
Kliknij, polub, udostępnij.

 

 

Toni Erdmann: tragikomedia ku przestrodze – pędzisz czy żyjesz?

16.06.2017

Film jest bardzo długi, a życie toczy się bardzo szybko.

Tak można zestawić formę zaproponowaną przez twórców z tempem życia pokazanym w Toni Erdmann.
I jeśli tylko zechcecie zapewnić sobie wygodę podczas seansu, aby fizycznie podołać długości filmu, to możecie doświadczyć wielu przemyśleń o jakości życia, kondycji relacji i dysproporcjach pomiędzy czasem inwestowanym w rodzinę i pracę.

O czym w zasadzie jest Toni Erdmann?

Dla nas psychologów, jest to film będący przestrogą przed konsekwencjami wynikającymi z tempa życia kręcącego się wokół pracy, kariery i pogoni za sukcesem pokazanym tu w formie korporacyjnych gier o wynik i zwycięstwo biznesowe.

Widzimy jakim wysiłkiem jest to okupione.
Jak cierpią relacje rodzinne, jak mało czasu mamy na to, aby być w dobrym kontakcie z bliskimi. Mówiąc dobrym mamy na myśli bezpośrednim, obecnym, gdy możemy spotkać się, pobyć ze sobą, a nie zadzwonić czy połączyć się na Skype, aby zadać pośpieszne pytanie: „Czy wszystko w porządku?”, a potem biec dalej do swoich spraw.
Historia głównej bohaterki wyrwanej z rodzinnego otoczenia i wrzuconej w obcy świat (dosłownie -kulturowo i w przenośni – bo w warunkach zawodowych w jakich przychodzi jej pracować) pokazuje jak samotność zagłuszana tempem pracy, napięciem z niej wynikającym może być skutecznie znieczulana przez lata za pomocą rozrywkowego życia, zakupów i szybkiego seksu, będącego sposobem na rozładowania napięcia, pozbawionego emocji, relacji, czucia partnera czy partnerki.

To wszystko jest nieudaną próbą poradzenia sobie z bólem samotności, brakiem wartościowych relacji z bliskimi ludźmi i jest sposobem na to, aby spróbować nie zwariować w świecie definiowanym przez skuteczność, bezwzględność i wizerunek człowieka sukcesu.

Próbą w przypadku głównej bohaterki nieudaną i zakończoną dekompensacją z uświadomionego emocjonalnie braku wartości takich jak bliskość, więzi i poczucie wyższego celu.
Okazuje się w przypadku głównej bohaterki, że ciało mówi więcej na temat napięć, które nam towarzyszą, niż się wydaje i jeżeli tylko potrafimy się w nie wsłuchać oraz w emocje, które komunikuje, to możemy zadbać o siebie bardziej.
Usłyszeć zbliżający się kryzys i być może lepiej zareagować? Poszukać wsparcia? Zwrócić się w stronę osób prawdziwie nam bliskich?
W naszym odbiorze o tym właśnie jest ten film.

Próbuje w sposób tragikomiczny, momentami lekki, chwilami śmieszny, pokazać nam co tracimy goniąc za iluzorycznym poczuciem szczęścia definiowanym przez korporacyjny sukces i przynależność do elity zwycięzców w dobrze skrojonych garniturach i garsonkach.

Dlatego warto pójść do kina, aby skonfrontować historię filmowej Ines z własną i zadać sobie pytania:

  • Czym jest dla mnie sukces w życiu?
  • Jaki udział w moim życiu ma praca?
  • Jak dbam o pozostałe sfery takie jak rodzina, relacje, związek, zdrowie, pasje, rozwój?
  • Co daje mi poczucie sensu i jak je sobie zapewniam?
  • Czy wsłuchuje się w swoje emocje i co mi o mnie mówią?
  • Co robię, aby zadbać o zdrowe proporcje pomiędzy wszystkimi sferami?Co symbolizuje tytułowa rola Toniego Erdmanna?

W świecie poważnych interesów, póz i masek budujących poczucie wartości ich właścicieli coraz rzadziej pozwalamy sobie na naturalność, swobodę, dziecięcą radość i śmiech.
A jak mówi tytułowa postać: „Proszę nie tracić poczucia humoru”.

Może właśnie Toni Erdmann jest takim metaforycznym głosem prawdy, prześmiewającym wszystko, niepoważnym, a zarazem nazywającym to co w życiu ważne, bo mamy je w końcu tylko jedno. Chcącym pokazać nam, że radość, autentyczność, pamięć o bliskich, prawdziwa obecność i uważność na emocje, to prawdziwe fundamenty dobrego życia?
A wszystko inne to błyskotki, blichtr i złoto głupców, o które się ścigamy, gdy jak sam mówi: „gonimy za różnymi czynnościami, a życie przecieka nam przez palce”.

Toni Erdmann to film przebogaty w symboliczne sceny, dialogi zachęcające do refleksji i trudne emocje podane w lekki sposób. Dla nas szczególnie wywołującą emocje jest scena muzycznego wykonania jednego z legendarnych utworów Whitney Houston (w pewnym sensie moment przełomowy dla Ines).

Jeśli szukacie w kinie przestrzeni do rozmowy ze sobą i stawiania pytań na temat kondycji ducha człowieka, jakości życia, które wiedziemy, to jest to właśnie jedna z tych produkcji, która do tego zaprasza.

Warto.

Seans Psychologiczny

Kliknij, polub, udostępnij.