14.09.2018
Wolność w sztuce jest wartością, ale czasem niestety gubi cel i sens, czyniąc sztukę bezwartościową, a „Climax” jest tego flagowym (z barwami Francji na froncie) przykładem.
To pierwsza myśl, po wyjściu z kina po seansie prasowym.
Pierwsze pytanie, które wyświetlił mózg brzmiało: „Po co?”.
Emocje, które podsunęło ciało to chaos, pogubienie, odraza i smutek.
Chaos, ze względu na konstrukcję filmu (montaż, achronologia, narracja) i, aby nie spoilerować tu będzie kropka.
Pogubienie, ponieważ człowiek zbiorowy pokazany w filmie, to przykład pogubienia w życiu. Metaforę stanowią tu wszystkie postaci „Climax”.
Odraza, gdyż pokazany świat jest ucieczką od rzeczywistości, pełną braku egzystencjalnego sensu istnienia.
Smutek, jeśli „Climax” potraktujemy jako alegorię świata dążącego do ciągłej stymulacji, kompulsywnego działania i nienasyconej konsumpcji, w myśl idei drukowanej na modnych obecnie T – shirtach: „Eat, Fuck, Sleep… Repeat”.
To silne emocje, tak sam jak uderzające są obrazy, dźwięki, dialogi i zdarzenia przedstawione w nowym filmie Gaspara Noe.
Sztuka ma zmuszać do myślenia i prowokować, wzbudzać silne emocje i burzyć spokój.
To prawda. Jednocześnie warto zadać sobie pytanie:
„Do czego twórca mnie prowadzi?”, „Co chce wywołać?”.
Nie ma odpowiedzi, choć chcemy reżyserowi dać szansę.
Oczywiście szukając głębi w tym filmie i bardzo mocno się siląc na jej znalezienie, można postawić na pewne interpretacje, metafory i pytania:
Czym jest człowieczeństwo?
Ile mamy w sobie instynktu oraz impulsu w stosunku do refleksyjnej świadomości?
Czy życie to redukcja napięcia, hedonizm i poszukiwanie stymulacji poprzez ciągłą przyjemność?
Czy możność robienia wszystkiego daje poczucie szczęścia? Czy poczucie, że można wszystko odbiera pewność tego, czego się chce?
Co z granicami tego, co można zrobić sobie i drugiemu człowiekowi, bo się chce i może? Kto ma prawo je wyznaczać?
Można patrzeć na ten film i w ten sposób, gdy pod warstwą przemocy i wulgarności chce się możliwie głęboko pogrzebać.
Taka ocena to i tak szansa dana reżyserowi.
Próba znalezienia w tym filmie przestrzeni dla sztuki.
Jednak taką formę twórczej ekspresji trudno kupić…
„Climax” to ten rodzaj kina, który już był w „Nieodwracalne” u Noe, „Tylko Bóg wybacza” i „Neon Demon” u Refna czyli wizualne epatowanie brutalnością na granicy pretensjonalności, które prowadzi do otępienia wrażliwości u widza bliskiej obojętności na najwyższe formy agresji i przemocy.
Jest to swego rodzaju reżyserski wyścig w zawodach typu: „Kto przesunie granice w tym co jest w stanie przyjąć widz”.
Poza tym kino w takiej konwencji wymaga dużej odporności emocjonalnej i dojrzałości psychologicznej u widza, aby nie zostać „nadużytym” przez reżysera.
To też artystyczna odpowiedzialność, którą twórcy ponoszą, choć nie zawsze zdają sobie z tego sprawę.
Na koniec wciąż stoi pytanie: „Po co powstał ten film?”
W odpowiedzi wieje pustką.
Seans Psychologiczny
Do zobaczenia w kinie